Dzisiejsza notką będzie bardzo sentymentalna. Pierwszy raz na tej pozbawionej refleksji i uczucia stronie pojawi się coś ciepłego i miłego. Po raz pierwszy w autorze tych wypocin będzie można dostrzec coś ludzkiego.
2piwa napiszę dzisiaj o jednej ze swoich wielkich miłości, z którą był emocjonalnie związany przez około 3 lata, która nauczyła go pokory i odpowiedzialności, a potem sprawiła mu wielki ból i smutek, swoją nieuleczalną chorobą i powolną śmiercią.
Niespełna kilkunastoletni 2piwa dostał od swego taty bardzo piękny prezent - tata uruchomił mu używaną, ponad trzydziestoletnią SHLkę, w której nasz głupiutki nastolatek zakochał się do razy. Ów piękny motocykl posiadał dwa koła, jedno siedzenie, 175 cm3 pojemność, cztery biegi, fajny (niespotykany) amortyzator z przodu, światło, bak na paliwo. Miał również pewne wady, był „skoszony”, czyli był jednośladem zostawiającym za sobą dwa ślady. Najwidoczniej jego wcześniejszy użytkownik w coś uderzył.
Przygoda 2piwa z tym wspaniałym wytworem polskiej myśli technicznej z lat 60-tych zaczęła się dość nieprzyjemnie. 2piwa, jak każdy nastolatek, chciał na początku pokazać wszystkim jaki jest dojrzały. Praktycznie bez żadnego przygotowania, wiedząc gdzie jest hamulec, gaz i jak się mniej więcej zmienia biegi, zabrał się do dość poważnej jazdy. Niestety dość szybko okazało się, że 2piwa nie posiada wrodzonych umiejętności rajdowych, ponieważ pierwszego dnia miał już dość poważny wypadek. Przy prędkości około 60 – 70 km/h prowadzona przez 2piwa maszyna nie zmieściła się w zakręcie na polnej drodze, 2piwa „wyleciał przez kierownicę” i wylądował w rowie. Na szczęście trafił w miękką trawie a nie twarde kamieniach i pomimo tego, że w jego ustach było więcej krwi niż śliny, wszystkie zęby zostały w swoim miejscu.
Ze spuszczoną głową, podrapany, rozwalonym motocyklem 2piwa powoli wrócił do domu. Rzucił go w kąt garażu i nie odzywał się do niego przez ponad tydzień.
Potem oprzytomniał, z pomocą taty, który strasznie się z niego śmiał, naprawił wszystkie poważniejsze usterki. Nauczył się jakoś jeździć i przez prawie całe wakacje, za pomocą swojej SHLki zwiedzał wszystkie okoliczne polne drogi, wszystkie lasy, wertepy i zakamarki. Podziwiał piękne widoki podlaskiej prowincji, „szpanował” wszystkim okolicznym dziewczynom, Z wiatrem w włosach śmigał, czy to w jedną, czy w drugą stronę, do maksimum wykorzystywał przyspieszenie niewielkiego 8 – konnego silnika.
Wspomnienia związane z tą cudowną maszyną mąci tylko (jak zawsze) policja, której 2piwa strasznie się bał i przed którą pierwszy raz w życiu uciekał. Ci bezduszni przedstawiciele organów siłowych za nic w świecie nie potrafili zrozumieć, że jazda w 3 osoby, bez prawa jazdy, bez świateł, bez kasku, bez ubezpieczenia, bez badań technicznych, nie stanowi żadnego zagrożenia dla 2piwa jak i innych uczestników ruchu drogowego.
Niestety po 3 latach użytkowania piękna SHLa przestała być piękna. Farba zaczęła jej odpadać, błotnik i owiewki były podrapane i powgniatane, siedzenie się porwało, sprzęgło zaczęło się psuć i biegi nie działały tak jak powinny. 2piwa przyparty do mury, powziął pewne środki zaradcze. W akcie największej desperacji rozebrał swój motocykl na części pierwsze. Niestety nie potrafił złożyć ich ponownie.
A ów motocykl wyglądał następująco.
3 komentarze:
wow... ja bym Ci sie nie oparła, gdybyś tylko jeszcze jeździł tym skarbem :P
;>>>>>>>
To chyba postaram sie to cudo techniki naprawić :)
Prześlij komentarz